Walter jak zwykle był wredny i zimny, ale mimo to go bardzo lubiłem. Nie miał tego uroku co ja, ale przy jego osobie jakoś lepiej mi się myślało i zawsze było zabawnie. Mężczyzna cudownie reagował na niektóre rzeczy które robiłem, dlatego w szkolnych latach dosyć często za nim łaziłem lub ciągnąłem do niektórych miejsc.
- Gdzie chcesz iść?- spojrzał na mnie.
Zjadłem ostatnią łyżeczkę swojego deserku i zamachałem uszkami.
- Chodźmy do parku, ładnie tam pachnie o tej porze roku.- odsunąłem od siebie pucharek.- Albo do centrum handlowego, muszę kupić sobie nowy sweterek.
- Wolę park.- westchnął.
- Oj nie bądź taki smętny jak na twoją rasę przystało.- wstałem i wziąłem go za rękę.
- Nie jestem smętny, to ty jesteś zbyt wesoły.
- Taaak... To wszystko wina biednego Willusia.- udałem że jestem bliski płaczu, ale zaraz pomachałem wesoło ogonkiem i ruszyłem w stronę wyjścia. Ciągnąłem Waltera za sobą, miałem wrażenie że zmienił się w sztywną kłodę, ale tylko gdy wyszliśmy to zaczął iść samodzielnie.
- Nadal mieszkasz tam gdzie kiedyś?- zagadnąłem i wskoczyłem na murek.- Dawno nie byłem w tej okolicy... Muszę poodwiedzać starych znajomych.
[Walter?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz