Dzisiaj jest wielki dzień dla mnie i mojego zespołu. Udało
nam się załatwić występ, jako support, przed sławną kapelą. Koncert odbędzie
się w głównej dzielnicy handlowej Miasta i przybędzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi! To
pierwszy tak wielki występ „Black Stones”- zespołu, który działa tak naprawdę
dopiero rok. Przynajmniej ze mną w składzie. Oprócz tego ten dzień zapowiada
się świetnie, gdyż Manuel obiecał mnie odwiedzić i obejrzeć nasze show. Nie
widzieliśmy się odkąd wyprowadziłam się z domu. Stęskniłam się za nim
strasznie. Właśnie szykowałam się do koncertu. Założyłam czarny gorset,
czerwone poszarpane szorty z szelkami, które obijały mi się o nogi podczas
chodzenia. Jak zawsze wbiłam się w 14 cm szpiki, czarne z czerwoną podeszwą –
moje perełki! Włosy związałam w
nonszalancką kitkę i poprawiłam swoje liczne kolczyki w uszach. Zrobiłam
ostrzejszy makijaż, ale niezbyt mocny,
by nie przesadzić. Niestety, kiedy wygląda się jak dziecko z
podstawówki, zbyt intensywny make-up , skutkuje tym, że wygląda się jedynie
komicznie. Tak wystrojona ruszyłam pewnym
krokiem do korytarza, który prowadził na
scenę. Tak, byłam w garderobie, ale niestety nie stać nas było na własnych
stylistów, fryzjerów i kosmetyczki, więc szykowaliśmy się sami. Żałośni
organizatorzy byli zwykłymi sknerami. Zresztą mam ich głęboko w poważaniu, damy
sobie radę sami. W hallu czekali na mnie już chłopcy z zespołu. Moi najlepsi przyjaciele. Mimo, że
to oni założyli zespół, to ja szybko przejęłam władzę w tym gronie i grałam
pierwsze skrzypce.
- Hej Haz! Świetnie wyglądasz! – Przybiłam piątkę z Mattem,
który był pierwszorzędnym perkusistą.
-Naostrzyłaś pazurki na dzisiejszy występ? – Mrugnął do mnie
Paul, który grał na basie.
-No jasne, jak zawsze jestem w świetnej formie. – Pokazałam
mu język .
-Urosłaś ostatnio Hazel? A nie, sorry, zapomniałem o twoich
diabelskich szpilkach. – Zauważył ironicznie Ernest, który występował jako
gitarzysta rytmiczny.
-Oż ty! – Zamachnęłam się na niego i zarobił
przyjacielskiego kuksańca w bok. –Auć, za co? – Udał zdziwionego, ale doskonale
wiedział, za co dostał.
-Ej, spokój! Za 5 minut wchodzimy. – To Chris próbował nas
ogarnąć. Chris był gitarzystą prowadzącym, był najstarszy z nas ( a ja
najmłodsza) i uchodził za lidera. Chociaż, jak wiadomo to ja tu rządziłam.
Czułam lekkie zdenerwowanie. Chłopaki chyba też. W końcu czekał nas występ
dużego formatu. Ale nasz strach był bezpodstawny. Koncert udał się w każdym
calu. Chłopaki dawali czadu, a ja
szalałam na scenie z mikrofonem. Skakałam , zachęcałam ludzi do śpiewania i wczuwałam się w każdą piosenkę, dzięki
czemu potrafiłam przekazać niesamowitą dawkę emocji widowni. Po 1,5 godzinie
zakończyliśmy występ gitarową solówką Chrisa. Schodziliśmy ze sceny podczas
burzy oklasków. Gdy weszłam do garderoby zastałam tam mojego brata.
-Manuel! Przyjechałeś! –Rzuciłam mu się na szyję.
-Siemka młoda! Wymiatacie na scenie! – Uśmiechnął się do
mnie szeroko.
-Dzięki! Jej, ale cię dawno nie widziałam. – Nie mogłam
oderwać od niego wzroku. Jak zwykle przystojny i wysoki. Bo w porównaniu do
mnie ma jakieś 1,80 m. Genetyka jest taka niesprawiedliwa.
-Uciekłaś od nas. – Jego złoto-brązowe oczy spoglądały na
mnie smutno.
-Ehm...-Odchrząknęłam. – A co u mamy? Wszystko u niej
dobrze?
-Jakoś się trzyma. Zmieniła ostatnio pracę i pracuje teraz w
przedszkolu. Bardzo dobrze jej robi kontakt z dzieciakami. – Manuel uśmiechnął się smutno. – Tęskni za tobą.
-Ja za nią też. Ale teraz jest mi dużo lepiej. Wreszcie
wiem, że żyje. Poza tym masz. – Wręczyłam mu kopertę z pieniędzmi, którą
wyjęłam ze swojej torby.
- Co to?
-Oddaję dług. Bardzo mi pomogłeś, a ja już wyszłam w miarę
na prostą. – Zerknęłam na swoje czerwone paznokcie. Było mi trochę głupio.
-Haz… Nie musiałaś przecież. – Westchnął i pociągnął mnie za
kitkę.
-Nie lubię mieć długów. Wiesz o tym. – Mrugnęłam do niego.
Spojrzałam na zegar. – Eh, za pół godziny zaczyna się koncert, mam wejściówki i
chciałabym, żebyś poszedł na niego ze mną.- Podałam mu bilet. – Ale najpierw
polecę szybko po kawę. Wracam za 15
minut. – Pomachałam mu.
-Ok. Pójdę do chłopaków, będziemy czekać przed wejściem.
Najbliższa kawiarnia znajdowała się za rogiem, więc dotarłam
do niej bez większych problemów.
Zamówiłam karmelową latte na wynos i postanowiłam wrócić okrężną drogą.
Miałam sporo czasu. Popijałam aromatyczny napój i delektowałam się jego bogatym
smakiem. Pusty kubek wyrzuciłam do kosza i ruszyłam żwawszym krokiem. Nagle mój
but utknął w brukowanej kostce i obcas
pękł z głośnym chrupnięciem.
-Kurwa! Moje ulubione szpilki! – Wkurzyłam się . Co za
idiota projektuje te pieprzone brukowane uliczki?! Nagle zauważyłam cień nade mną. Jakiś facet
patrzył się na mnie, jak na wariatkę.
-Może pomóc? – Zawahał się zanim zadał pytanie.
-Nie, dzięki. Dam sobie radę. – Zdjęłam buty i wstałam na
bosaka. Ruszyłam dalej. Znowu się potknęłam o ten bruk.
-Cholera! – Zdałam sobie sprawę, że pościerałam sobie
kolana.
-Może jednak? -
Nieznajomy wyciągnął dłoń. Co za irytujący typ…
[Ktoś chętny?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz