Strona w budowie! Uwaga: strona w budowie. Wygląd, rozmieszczenie i zawartość może zmieniać się z minuty na minutę!

sobota, 8 sierpnia 2015

Od Hazel



Dzisiaj jest wielki dzień dla mnie i mojego zespołu. Udało nam się załatwić występ, jako support, przed sławną kapelą. Koncert odbędzie się w głównej dzielnicy handlowej Miasta i przybędzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi! To pierwszy tak wielki występ „Black Stones”- zespołu, który działa tak naprawdę dopiero rok. Przynajmniej ze mną w składzie. Oprócz tego ten dzień zapowiada się świetnie, gdyż Manuel obiecał mnie odwiedzić i obejrzeć nasze show. Nie widzieliśmy się odkąd wyprowadziłam się z domu. Stęskniłam się za nim strasznie. Właśnie szykowałam się do koncertu. Założyłam czarny gorset, czerwone poszarpane szorty z szelkami, które obijały mi się o nogi podczas chodzenia. Jak zawsze wbiłam się w 14 cm szpiki, czarne z czerwoną podeszwą – moje perełki!  Włosy związałam w nonszalancką kitkę i poprawiłam swoje liczne kolczyki w uszach. Zrobiłam ostrzejszy makijaż, ale niezbyt mocny,  by nie przesadzić. Niestety, kiedy wygląda się jak dziecko z podstawówki, zbyt intensywny make-up , skutkuje tym, że wygląda się jedynie komicznie.  Tak wystrojona ruszyłam pewnym krokiem  do korytarza, który prowadził na scenę. Tak, byłam w garderobie, ale niestety nie stać nas było na własnych stylistów, fryzjerów i kosmetyczki, więc szykowaliśmy się sami. Żałośni organizatorzy byli zwykłymi sknerami. Zresztą mam ich głęboko w poważaniu, damy sobie radę sami. W hallu czekali na mnie już chłopcy  z zespołu. Moi najlepsi przyjaciele. Mimo, że to oni założyli zespół, to ja szybko przejęłam władzę w tym gronie i grałam pierwsze skrzypce.
- Hej Haz! Świetnie wyglądasz! – Przybiłam piątkę z Mattem, który był pierwszorzędnym perkusistą.
-Naostrzyłaś pazurki na dzisiejszy występ? – Mrugnął do mnie Paul, który grał na basie.
-No jasne, jak zawsze jestem w świetnej formie. – Pokazałam mu język .
-Urosłaś ostatnio Hazel? A nie, sorry, zapomniałem o twoich diabelskich szpilkach. – Zauważył ironicznie Ernest, który występował jako gitarzysta rytmiczny.
-Oż ty! – Zamachnęłam się na niego i zarobił przyjacielskiego kuksańca w bok. –Auć, za co? – Udał zdziwionego, ale doskonale wiedział, za co dostał.
-Ej, spokój! Za 5 minut wchodzimy. – To Chris próbował nas ogarnąć. Chris był gitarzystą prowadzącym, był najstarszy z nas ( a ja najmłodsza) i uchodził za lidera. Chociaż, jak wiadomo to ja tu rządziłam. Czułam lekkie zdenerwowanie. Chłopaki chyba też. W końcu czekał nas występ dużego formatu. Ale nasz strach był bezpodstawny. Koncert udał się w każdym calu. Chłopaki  dawali czadu, a ja szalałam na scenie z mikrofonem. Skakałam , zachęcałam ludzi do śpiewania  i wczuwałam się w każdą piosenkę, dzięki czemu potrafiłam przekazać niesamowitą dawkę emocji widowni. Po 1,5 godzinie zakończyliśmy występ gitarową solówką Chrisa. Schodziliśmy ze sceny podczas burzy oklasków. Gdy weszłam do garderoby zastałam tam mojego brata.
-Manuel! Przyjechałeś! –Rzuciłam mu się na szyję.
-Siemka młoda! Wymiatacie na scenie! – Uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Dzięki! Jej, ale cię dawno nie widziałam. – Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jak zwykle przystojny i wysoki. Bo w porównaniu do mnie ma jakieś 1,80 m. Genetyka jest taka niesprawiedliwa.
-Uciekłaś od nas. – Jego złoto-brązowe oczy spoglądały na mnie smutno.
-Ehm...-Odchrząknęłam. – A co u mamy? Wszystko u niej dobrze?
-Jakoś się trzyma. Zmieniła ostatnio pracę i pracuje teraz w przedszkolu. Bardzo dobrze jej robi kontakt z dzieciakami. – Manuel  uśmiechnął się smutno. – Tęskni za tobą.
-Ja za nią też. Ale teraz jest mi dużo lepiej. Wreszcie wiem, że żyje. Poza tym masz. – Wręczyłam mu kopertę z pieniędzmi, którą wyjęłam ze swojej torby.
- Co to?
-Oddaję dług. Bardzo mi pomogłeś, a ja już wyszłam w miarę na prostą. – Zerknęłam na swoje czerwone paznokcie. Było mi trochę głupio.
-Haz… Nie musiałaś przecież. – Westchnął i pociągnął mnie za kitkę.
-Nie lubię mieć długów. Wiesz o tym. – Mrugnęłam do niego. Spojrzałam na zegar. – Eh, za pół godziny zaczyna się koncert, mam wejściówki i chciałabym, żebyś poszedł na niego ze mną.- Podałam mu bilet. – Ale najpierw polecę  szybko po kawę. Wracam za 15 minut. – Pomachałam mu.
-Ok. Pójdę do chłopaków, będziemy czekać przed wejściem.
Najbliższa kawiarnia znajdowała się za rogiem, więc dotarłam do niej bez większych problemów.  Zamówiłam karmelową latte na wynos i postanowiłam wrócić okrężną drogą. Miałam sporo czasu. Popijałam aromatyczny napój i delektowałam się jego bogatym smakiem. Pusty kubek wyrzuciłam do kosza i ruszyłam żwawszym krokiem. Nagle mój but utknął w brukowanej kostce i  obcas pękł z głośnym chrupnięciem.
-Kurwa! Moje ulubione szpilki! – Wkurzyłam się . Co za idiota projektuje te pieprzone brukowane uliczki?!  Nagle zauważyłam cień nade mną. Jakiś facet patrzył się na mnie, jak na wariatkę.
-Może pomóc? – Zawahał się zanim zadał pytanie.
-Nie, dzięki. Dam sobie radę. – Zdjęłam buty i wstałam na bosaka. Ruszyłam dalej. Znowu się potknęłam o ten bruk.
-Cholera! – Zdałam sobie sprawę, że pościerałam sobie kolana.
-Może jednak? -  Nieznajomy wyciągnął dłoń. Co za irytujący typ…
[Ktoś chętny?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz