Strona w budowie! Uwaga: strona w budowie. Wygląd, rozmieszczenie i zawartość może zmieniać się z minuty na minutę!

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Waltera

To był chłodny bardzo dzień, jak na lato. Zimny do tego stopnia, że musiałem ubrać płaszcz, by bezpiecznie wyjść na dwór i po chwili nie wrócić szczękając zębami i przeklinając wiatr. Co rozsądniejsi ludzie doszli do takich samych wniosków i zapakowali swoje ciała w kurtki, swetry i polary, choć zdarzały się oczywiście wyjątki, które paradowały w krótkich rękawkach - z gęsią skórką i wytrzeszczem od spazmów, ale dumnie idących dalej.
Wracałem właśnie z rozprawy sądowej. Rozstrzygała się jedna z najbardziej abstrakcyjnych spraw, jakiej kiedykolwiek ktokolwiek by się podjął. Szczerze, gdy moi obecni klienci zadzwonili do mnie z pytaniem o obronę, przyjąłem tę sprawę bez zastanowienia, w dużym stopniu dlatego, że nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. A jednak to się działo.
Kobieta, która pozwała właścicieli firmy oferującej wycieczki, zeznawała w sali pod przysięgą. Opowiadała z wypiekami na twarzy i ze łzami w oczach o tym, czemu to powinno wypłacić się jej odszkodowanie. Cała sprawa, nie kłamię, dotyczyła tego, że  zaszła ona w ciążę, ponieważ... w basenie pływały plemniki.
Nie mogłem odmówić sobie uczestniczenia w takiej sprawie, czynnie obserwując zarzuty i argumenty tej kobiety. Co poniektórzy, w sumie cała sala sądowa, patrzyła się na nią jak na trochę upośledzoną wariatkę. Jak dla mnie to po prostu nie znała ojca dziecka i postanowiła na siłę wyżulić od kogoś alimenty. Niemniej jednak robiła to w głupi sposób.
Jej przegrana była wiadoma, a za sąd płacił nie kto inny jak ona.
Wiedziała o tym, że może dużo stracić. Więc dlaczego?
Ludzie są naprawdę skomplikowani.

Wtuliłem twarz w sztuczne futerko, jakim obszyty był kaptur mojego płaszcza. Zmierzałem właśnie do jednej z restauracji, by spotkać się z moimi klientami i omówić sprawę dalszego postępowania. W sumie wypadałoby wygrać tę absurdalną sprawę i do tego jeszcze na niej skorzystać: na przykład wymusić na kobiecie zapłatę odszkodowania. W swoim dziwnym planie, który nigdy sukcesu odnieść nie mógł, kobieta zaczęła rozprowadzać po internecie niekorzystne dla biura podróży plotki. To było ewidentne niszczenie wizerunku firmy. Za coś takiego powinna sporo zapłacić. A że przyszło mi negocjować z ludźmi, którzy nie szczędzili grosza, gotowy byłem ułożyć dość błyskotliwy plan.
Gdy wszedłem do środka od razu uderzył mnie zaduch, jaki to panuje w większości mniejszych barów. W powietrzu unosił się zapach jedzenia, a przy stolikach panował przepych. Musiałem przecisnąć się przez ten motłoch i przejść do drugiego pomieszczenia za kotarką, które wyglądem znacznie różniło się od poprzedniego. Tutaj było czysto, jasno i przestronnie. Wynajęcie tutaj stolika było droższe niż w miejscu,  które musiałem uprzednio pokonać. Tam wystarczyło zapłacić tylko za jedzenie, dlatego korzystali z niego ludzie, którym nie zależało na luksusie, jakim była cisza i spokój.
Moi klienci już czekali, trochę podenerwowani ale jednocześnie zadowoleni. Z tego co się orientowałem to sprawa ta wyprowadziła ich z równowagi - jako właściciele dużej firmy mieli do czynienia już z salą sądową, ale nikt jeszcze nie śmiał marnować ich czasu na coś takiego. W dodatku byli już, zdaje się, po pięćdziesiątce i coraz gorzej znosili stresujące sprawy tego typu. Przywitaliśmy się więc i zamówiliśmy jakiś lekkostrawny słodki poczęstunek, dla osłodzenia tej chwili.
- I jak nam idzie..? - spytał on, który siedział trochę bardziej skulony i przestraszony niż żona - Wygramy?
- Oczywiście. - kiwnąłem głową - Nie ma innej możliwości. Na sali jest kilku lekarzy, którzy potwierdzili, że coś takiego jest fizycznie niemożliwe. Z resztą sędzia nie jest idiotą i sam by o tym wiedział. - nagle zza fotela wyłoniła się kelnerka i podała nam lody w pucharkach. Mój wyglądał doprawdy apetycznie. Nazywał się "Śnieżna Fantazja" i faktycznie był cały śmietankowy, z białą posypką i czekoladą, która emitowała bezlistne gałęzie drzew. Co też ludzie nie wymyślą.. - Smacznego. - powiedziałem, gdy małżeństwo dopadło już swoich deserów, a oni kiwnęli głowami z pełnymi ustami.
Westchnąłem i zabrałem się za swój deser. Zdecydowanie był wart swojej ceny, choć jedzenie codziennie czegoś takiego nawet mnie by zrujnowało.
- Ale dobre, czyż nie..? - nagle usłyszałem znajomy głos, dobywający się gdzieś z przeciwległego końca sali. - Trochę jak jazda na motorze~! Głównie czujesz orzeźwiającą świeżość lecz i zdarzają się ostrzejsze momenty.. - wyciągnąłem szyję, by spojrzeć na tę osobę i potwierdzić swoje przypuszczenia.
- T-tak. - odparł jego rozmówca, trochę zakłopotany głośnym zachowaniem drugiego mężczyzny. - Jak na motorze..
- Piuuuu~! - na moim widoku pojawiły się pałeczki z odbywającym podróż kawałkiem ootoro, który zatoczył krąg nad dwoma kocimi uszkami i po chwili wylądowały w ustach właściciela - Kolizja. - rzekł.
- N-no. - teraz, gdy wygiąłem się trochę w bok, zobaczyłem plecy mężczyzny wcinającego sushi i drugiego, który ni to jadł, ni to przyglądał się rozmówcy z dziwną miną. Jakby mu się śpieszyło ale z jakiegoś powodu nie mógł go ponaglić. - Kolizja..
- Nie powtarzaj wszystkiego co mówię.. - William poruszył uszami gniewnie - ..to dziwne. - przeżuł i połknął swój kawałek - Przyszedłeś do mnie w jakieś sprawie, a jak na razie tylko przyglądasz się jak jem. To niezręczne. - wymierzył w niego pałeczkami - Nie mam całego dnia żeby tu siedzieć.
- T-tak, wiem, przepraszam. - odrzekł jego rozmówca, totalnie wybity z rytmu - Ale jeśli mógłby pan trochę ciszej.. - kocie uszy ponownie poruszyły się niecierpliwie - ..bo to dość intymna sprawa.
- No, robi się ciekawie. - William ponownie wpakował sobie do ust cały kawałek ootoro - Tylko nie mów, że chcesz mi wyznać miłość, czy coś.
- To raczej.. - tutaj bardzo ściszył głos, tak, że nic nie usłyszałem. Za to mój dawny kolega wydał się rozbawiony tym, o co zapytał ten mężczyzna, bo zakrztusił się trochę jakąś źle pogryzioną częścią ryby.
- Człowieku. Czy ty próbujesz mnie zabić..? -  rzekł, gdy kaszlenie ustało - Nie obchodzą mnie twoje sprawy rodzinne. Interes pozostaje interesem, tak? Albo zależy ci na informacjach albo nie. Nie mam zamiaru słuchać o tym kto z kim gdzie jak i na chuj. - przekręcił łebek i pokazał gest bezradności. Zapewne na jego twarzy gościł teraz szeroki uśmiech.
- Czy coś się stało? - spytali nagle moi właśni rozmówcy, którzy już skończyli jeść.
- Nie, nic.. - wyprostowałem się i uśmiechnąłem, udając zakłopotanego - ..mam wrażenie, że zobaczyłem starego kolegę.. ale to nic. - szybko pochłonąłem resztki roztopionego loda i odłożyłem łyżeczkę do pucharka.

<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz